W wywiadzie z 2012 r maniakiemWhedon opisał proces pisania między sobą a Goddardem jako coś w rodzaju klubu dla dzieci potworów.
„Drew i ja dostaliśmy bungalow w hotelu w Santa Monica. On miał górę, on był na dole. Mieliśmy już dziesięć stron i nasz plan, i już podzieliliśmy go na trzy akty. Potem budziliśmy się w Rano podejmowaliśmy działania, konkretnie, rozkładaliśmy je na czynniki pierwsze”. I oboje musieliśmy pisać co najmniej 15 stron dziennie, aby stworzyć scenariusz. I nie rozmawialiśmy o niczym innym. Wchodzisz do pokój scenarzystów i jest tam strasznie dużo anegdot, sprośnych dowcipów i nie na temat. Drew i ja dosłownie nie rozmawialiśmy o niczym poza filmem i pisaliśmy cały dzień. Powiedz: „Co powiesz na to czy tamto!” Zszedł na dół i zapytał: „Jak to się ma do tego?” Więc to była najszybsza i najprzyjemniejsza rzecz. Zrobiliśmy to w trzy dni. Oczywiście było dużo przygotowań, potem dużo szlifowania, ale większość rzeczy po prostu pochodzi z naszych mózgów”.
To brzmi bardziej jak geekowe noclegi niż rekolekcje dla poważnych pisarzy, prawda? Być może ta ekscytująca energia przekłada się na końcowy film? Wiemy, że Goddard i Whedon są całkiem dobrzy w tym, co robią, co zdecydowanie pomogło w wypompowaniu 15 stron dziennie. Ale co ważniejsze, znali swoją horror tak dobrze, że już byli gotowi wyrzucić ten pomysł z parku.
Pisanie to praca, tak jak każda inna praca twórcza, ale kiedy książka eksploduje, tworząc historię, w produkcie końcowym pojawia się odrobina tej energicznej zabawy. „Cabin in the Woods” jest tego dowodem.
„Niezależny przedsiębiorca. Komunikator. Gracz. Odkrywca. Praktyk popkultury.”
More Stories
Polski Instytut Sztuki Filmowej powołuje nowego prezesa po dymisji Radosława Śmijewskiego
Joanna Lisowska – droga do sławy na polskiej scenie
Ogłoszono tytuły Dni Polskich na rok 2024