31 sierpnia w całej Polsce zakończyły się letnie wakacje szkolne, a nowe dane ukazały fatalny stan krajowego systemu edukacji. W lipcu dyrektorzy szkół prywatnych i publicznych poszukiwali na oficjalnej stronie internetowej Kuratorium Oświaty około 26 000 nauczycieli. Oznacza to 30-procentowy wzrost w porównaniu z rokiem ubiegłym i utrzymuje utrzymującą się od dawna negatywną tendencję.
Minister edukacji Przemysław Czarnik i rząd bagatelizują znaczenie najnowszych danych. Twierdzą, że ma to związek ze zwykłymi zmianami personelu pomiędzy latami szkolnymi i że brakuje jedynie niewielkiej części z 700 000 nauczycieli w kraju.
O tym, że oficjalne dane są kłamliwe, od kilku lat świadczy inicjatywa nauczycieli „Dealerzy Wiedzy”, która stworzyła własną, długoterminową bazę danych. Jeden z jej założycieli, Robert Górniak, nauczyciel języka angielskiego i wicedyrektor prywatnej szkoły w Sosnowcu, w rozmowie z dziennikarzami wyjaśnił mechanizm powstawania formalnych ogłoszeń o pracę. Gazety Wyborczej.
Na przykład reklamy umieszczone po automatycznej dacie wygaśnięcia w połowie lub na końcu miesiąca po prostu znikają. Dlatego pod koniec lipca liczbę tę zmniejszono o 6 tys., a na początku sierpnia dodano 4 tys. Nie jest jednak jasne, ile stanowisk zostało obsadzonych i w jakich przypadkach dyrektorzy szkół stracili nadzieję na znalezienie nauczycieli w krótkim czasie. Ale nawet te oficjalne liczby rosną z roku na rok o 30% – wyjaśnia Górniak.
Główną przyczyną trudności w rekrutacji jest niskie wynagrodzenie, jakie otrzymują nauczyciele. Lingwiści, psychologowie i informatycy mogą zarobić znacznie więcej w biznesie niż w szkole. Przykładowo, łączna pensja zasadnicza nowo przybyłych wynosi 3690 zł (około 800 euro). [$US863]), czyli poziom płacy minimalnej, który z biegiem czasu nieznacznie wzrasta do równowartości 1000 euro.
W dużych miastach, gdzie czynsze są porównywalne z Europą Zachodnią, problem jest szczególnie widoczny. „Około połowa ofert pracy pochodzi z Warszawy. Nie ma w tym nic dziwnego: [pay] „Zarobki nauczycieli są w każdym mieście takie same, natomiast koszty utrzymania i czynszu znacznie się różnią między dużym miastem Warszawą a wsią u podnóża Karpat” – mówi Górniak.
Ten sam problem istnieje w przedszkolach i przedszkolach, gdzie w samej Warszawie na kolejny rok szkolny brakuje ponad 500 nauczycieli. Władze miasta odpowiedziały na wypłatę dodatków edukacyjnych w wysokości odpowiadającej kwocie wypłacanej nauczycielom od 1 września. Jednak ta kwota 84 euro (380 złotych) to zaledwie kropla w morzu.
Za tym trendem kryje się fundamentalny rozwój. Państwo polskie w coraz większym stopniu przerzucało koszty oświaty na gminy. Na przykład na początku lat 90. średni udział dotacji gminnych wynosił 20 procent, ale w zeszłym roku gminy musiały pokryć 60 procent kosztów oświaty.
Teraz rząd po raz kolejny zdecydował się wypłacić podobnie tandetną pomoc. Na dzień przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi każdy nauczyciel otrzyma jednorazowe wynagrodzenie w wysokości 1125 zł (około 250 euro). Biorąc pod uwagę, że płace w tym roku wzrosły zaledwie o 7,8%, a inflacja była dwukrotnie wyższa, wielu nauczycieli uważa tę ofertę za obrazę.
„Nauczyciel stażysta zarabia nieco ponad 2800 zł, co często oznacza, że w mieście, w którym uczył, nie będzie mógł zarobić na życie” – mówi Magdalena Casolanis ze Związku Nauczycielskiego ZNP. Według ZNP wakatów dla nauczycieli jest aż 40 tys., a każdy nauczyciel pracuje średnio 3,3 godziny w godzinach nadliczbowych tygodniowo.
Na obszarach wiejskich koszty utrzymania są niższe, ale w małych szkołach nie ma wystarczającej liczby godzin tygodniowo, zwłaszcza dla nauczycieli przedmiotów, aby zatrudnić ich w pełnym wymiarze godzin. Dlatego nauczyciele muszą przenosić się z jednej szkoły do drugiej. W ubiegłym roku na światło dzienne wyszła sprawa dyrektorki szkoły z Krynicy Morskiej, która udostępniła plany zajęć sześciu innym szkołom, gdyż wszystkie zatrudniały tych samych nauczycieli. Tymczasem nauczyciele często szukają dodatkowej pracy, szczególnie w okresie wakacji.
Według profesjonalnego magazynu Joosa Nauchzelskiego (Głos nauczycieli), co piąty nauczyciel pracuje na pół etatu. Portal informacyjny wydarzenia.interia donosi o nauczycielce, która latem od sześciu lat pracuje jako pomoc kuchenna przez sześć dni w tygodniu. „Wszystko po to, abym w zimie mógł opłacić prąd i paliwo, czego nie da się zrobić z pensji nauczyciela wiejskiego.
Inna nauczycielka, Dagmara, wyjaśnia, że od ponad 20 lat pracuje jako trener i nauczyciel sportu. „Odkąd pamiętam, pracuję na wakacjach. Kiedy zaczynałem pracę w tym zawodzie, była to absolutna konieczność, ponieważ pensja była tak niska, że bez pomocy ojca nie byłbym w stanie zarobić na życie i nadgodziny.
Nawet nauczyciele w szkołach prywatnych nie są w lepszej sytuacji pod względem wynagrodzeń. Ucieczka miejskiej klasy średniej do szkół prywatnych zwiększyła liczbę klas w takim samym stopniu, jak w szkołach publicznych. Na przykład w Warszawie co piąty uczeń uczęszcza obecnie do szkoły prywatnej. Z tym samym problemem borykają się ich rodzice, mimo że płacą im od 1000 do ponad 3000 złotych miesięcznie: lekcje w trybie linii montażowej. „Na samą myśl o powrocie do szkoły czuję się przygnębiony” – powiedział jeden z nauczycieli. „Ściska mi się żołądek, a gardło ściska”. Gazety Wyborczej.
W przeprowadzonej przez niego ankiecie Joosa Nauchzelskiego Na początku roku szkolnego spośród 33 000 nauczycieli tylko 4 procent stwierdziło, że dobrze i pozytywnie rozpoczęło rok szkolny; 46% wybrało odpowiedź: „Czuję się beznadziejnie, zmęczony i wyczerpany”. Około 27% odpowiedziało: „Obawiam się, bardzo niepokoją mnie zmiany w edukacji”.
Choć opozycja chce obarczyć winą prawicowy rząd PiS za problemy szkół i nauczycieli, prawda jest taka, że polskie szkoły od dawna są rozbite do szpiku kości. Wraz z masowymi zbrojeniami na Ukrainie, wspieranymi przez opozycyjną Platformę Obywatelską, cięcia socjalne nasilają się. „To największe wypalenie zawodowe, jakie pamiętam, a w edukacji pracuję od 20 lat”. Gazeta Cytowane przez dyrektor szkoły Beatę Molik.
Podobnie jak pracownicy w innych krajach, polscy nauczyciele mogą jedynie prowadzić skuteczną walkę ze związkami zawodowymi w kraju. W 2019 roku związek nauczycieli Partii Narodowej Zimbabwe ogłosił 17-dniowy strajk, w którym wzięło udział ponad 300 000 uczestników, ale żaden z żądań strajkujących nie został spełniony. Był to pierwszy strajk ogólnonarodowy od 1993 roku. Kapitulacji strajku towarzyszyły hasła: „Zawieszamy strajk, ale walka trwa do końca!”. Teraz ZNP zorganizował 1 września kolejny nieszkodliwy protest przed Ministerstwem Oświaty.
W zeszłym roku protesty ograniczyły się do „wioski edukacyjnej” przed ministerstwem. Poszła tym samym za przykładem związków lekarskich, które w 2021 r. roztrwoniły ducha walki 40 tys. pielęgniarek, opiekunów, farmaceutów, fizjoterapeutów, techników szpitalnych i asystentów medycznych po potężnym proteście na rzecz wyższych płac i lepszych warunków pracy w Warszawie w „Białym miasteczku” ”. (Białe Miasto), gdzie liczne warsztaty i rozmowy z politykami i mediami nie dały żadnego rezultatu.
W świetle nierozwiązanych problemów, zaostrzonych przez epidemię Covid-19, która pochłonęła życie ponad 100 000 osób, związki zawodowe również zorganizowały 30 września dzień protestu – aby „rozpocząć debatę społeczną” – powiedział Sebastian Gonsers, prezes organizacja relacji Generał OZZL. „Obecnie nie spodziewamy się zmuszać obecnego rządu do jakichkolwiek działań” – stwierdził związek. Chcemy jednak mieć pewność, że nowy rząd – niezależnie od tego, kto dotrze do władzy – potraktuje problemy służby zdrowia poważnie, poważniej niż dotychczas.
Innymi słowy, na sześć tygodni przed wyborami powszechnymi zaplanowanymi na 15 października związki zawodowe organizują symboliczne ruchy, aby rozładować gniew robotników i dołączyć do przyszłej partii rządzącej. W kampanii wyborczej rządząca Partia Prawo i Sprawiedliwość oraz opozycyjna Platforma Obywatelska skaczą sobie do gardeł, domagając się dalszych zbrojeń, nacjonalizmu, rasizmu i antyrosyjskiej histerii wojennej.
Związki zawodowe są wyciągniętą ręką tych reakcyjnych partii, pełniąc rolę narzędzi superbogatych, którzy skorzystali na grabieży dawnej własności państwowej stalinowskiej PRL, a obecnie także na wojnie na Ukrainie.
Przykładowo Wiesław Klimkowski, szef spółki chemicznej PCC Rokita, ustanowił w ubiegłym roku nowy, ogromny rekord z rocznym zyskiem na poziomie 43,3 mln zł (9,7 mln euro). PCC Rokita skorzystała na wzroście cen sody kaustycznej na rynku światowym w wyniku wojny na Ukrainie. Polski robotnik musiałby przepracować 488 lat, żeby przez rok otrzymywać dochody Klimkowskiego.
„Miłośnik podróży. Miłośnik alkoholu. Przyjazny przedsiębiorca. Coffeeaholic. Wielokrotnie nagradzany pisarz.”
More Stories
Polska vs. Holandia: prognozy UEFA Euro 2024, godzina rozpoczęcia meczu, telewizja, transmisja na żywo, wiadomości o obu drużynach, bezpośrednie konfrontacje, dzisiejsze kursy
Wiadomości NRL: Wiadomość o Kalyn Ponga zdumiewa fanów, gdy Broncos otrzymują nowy cios po ujawnieniu szczegółów Reece’a Walsha
Francja vs. Polska: zapowiedź, prognozy i skład